sobota, 11 kwietnia 2015

Chapter 7

Spoglądałam nerwowo to na chłopaka, to na dziewczynę. Nie wiedziałam jak zareagować. Ta sytuacja była doprawdy dziwna. Wzięłam głęboki wdech, opuszczając wzrok na swoje buty.
- Może mi ktoś wyjaśnić co się tutaj dzieje? - zaczęłam niepewnie.
- Tutaj chyba nie ma co wyjaśniać - zakpiła brunetka, a ja w duchu przewróciłam oczami. Faktycznie nie ma co wyjaśniać. W końcu to normalne, gdy chodzi za mną jakaś zjawa, która rozmawia ze mną poprzez moje własne myśli. Albo, że dziewczyna chodzi po strasznym, opustoszałym lesie z łukiem i grozi ludziom przestrzeleniem. Tak, to rzeczywiście normalne. Sarkazm, sarkazmem ociekający.
- Daruj sobie Crystal - warknął Lukas, na co dziewczyna uniosła ręce w geście niewinności.
Zerknęłam przez ramię, w celu upewnienia się czy zjawa, nazwana przez łuczniczkę Ross, nadal stoi pod wierzbą. Stał tam, nie zmiennie spoglądał na mnie z delikatnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zacisnęłam dłoń na ramieniu bruneta, lekko zagryzając wargę ze zdenerwowania. To miejsce wywoływało u mnie niemiłe uczucia. Każdy nawet najmniejszy dźwięk łamanej gałązki sprawiał, że miałam ochotę uciec stamtąd z krzykiem.
- Dobrze - przełknęłam ślinę - ponowię pytanie, wytłumaczycie mi o co tutaj chodzi? - przeczesałam włosy.
- Niech ci będzie - mruknęła widocznie niezadowolona Crystal - wytłumaczę wam to w domu, chodźcie.
Ostatni raz spojrzałam za siebie na zjawę, która tylko pomachała mi i rozpłynęła się, zostawiając po sobie niewielkie skupisko mgły. Nic tutaj nie jest normalne. Brunetka ruszyła bez słowa przed siebie, poprawiając przewieszony przez ramię łuk. W ciszy, razem z Lucasem szliśmy za nią. Zerknęłam na niego spod burzy ciemnych włosów, na co on uśmiechnął się tylko pokrzepiająco.
- Nie bój się, nie masz czego - usłyszałam w głowie.
- Łatwo powiedzieć, ale to dla mnie nowość, że ktoś chce mnie przestrzelić.
 W moich myślach rozległ się dźwięczny śmiech. Jakkolwiek by to nie brzmiało, tak było.
- Cała Walker. Nie jest taka zła jak się wydaje.
- Na razie mam wrażenie, że mnie nie lubi.
- Za mną też nie przepada, a jednak nazywamy siebie nawzajem przyjaciółmi.
- Czyli ty żyjesz.
- Wszystkiego się dowiesz od nich. Kiedyś porozmawiamy normalnie, obiecuję.
- Joy, wszystko w porządku? - usłyszałam nad głową. Szybko potrząsnęłam twierdząco głową, nawet nie otwierając buzi. Podniosłam wzrok na dziewczynę idącą przede mną. Każdy kto zobaczył by ją w mieście bez łuku i strzał, uznał by ją za normalną nastolatkę. Jednak pozory mylą. Teraz jestem w innym miejscu, mam nawet wrażenie, że innej rzeczywistości. Tutaj panują inne zasady. Otaczające ze wszystkich stron dęby, sprawiały, że każdy tutaj przybyły czuł się osaczony. Chrzęszczące pod nogami wysuszone liście były powodowały niewyjaśniony lęk. Dochodzące z oddali odgłosy wodospadu, dodawały temu miejscu jeszcze bardziej mroczny nastrój. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wszedł by tutaj sam, nawet za dnia. Ani żywej duszy. Nagle pomiędzy drzewami rozległ się tętent kopyt uderzających o glebę z zawrotną prędkością. Kilkaset metrów przede mną przez chwilę widziałam trzy białe grzywy.
- Konie - rzekła nagle łuczniczka.
- Co? - zapytałam zdezorientowana. Mogłam się założyć, że dziewczyna przewróciła oczami, pomimo tego, że tego nie widziałam.
- Tutaj swobodnie biegają konie. Uprzedzam żebyś nie uciekła przestraszona. Istoty mieszkające tutaj przemieszczają się na wierzchowcach. Ludzie z Rivendell nie jeżdżą autami czy rowerami, jak to mają w zwyczaju zwykli ludzie.
- Rivendell?
- Zadajesz stanowczo za dużo pytań, Jolene - odrzekła z pretensją w głosie.
- Mogłabyś być bardziej uprzejma - do rozmowy włączył się Parker.
- A ty mógłbyś być bardziej męski, więc przymknij jadaczkę, póki daje ci taką możliwość.
- Wasze relacje nie są najlepsze - mruknęłam pod nosem, a Crystal zerknęła na mnie przez ramię. Jej oczy przez krótką chwilę rozbłysły na pomarańczowo, jednak po chwili znowu zyskały ciemnobrązową barwę.
- Zawsze tak było - odpowiedział brunet.
- Dobrze wiedzieć.
 Wkrótce zaczęło się ściemniać, a do życia powracały sowy. Odnalazłam w kieszeniach telefon i odblokowałam.
- Tutaj czas inaczej płynie. Tam wszystko staje w miejscu, jest nienaruszone. Wracasz do domu, jest ta sama godzina, o której wyszłaś.
- Oh - burknęłam chowając urządzenie.
Usłyszałam za sobą dźwięk stawianych kroków. Crystal gwałtownie odwróciła się w naszą stronę ze strzałą napiętą na cięciwie.
- Nie ruszajcie się, ani kroku - powiedziała wolno. Byłam ciekawa tego co jest za mną. Ciekawość wygrała. Spojrzałam za siebie..

***
Da da daaaaaaaa, musiałam tutaj przerwać :3 w czasie gdy One Last Dance (dawniej Passion is love for himself) będzie zawieszone, będą się tutaj ukazywały rozdziały. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, bo mi osobiście przypadł do gustu, tak lekko mi się go pisało.
Do napisania wkrótce!
 
~Gossip Girl

2 komentarze:

  1. Luke jest bardziej męski od Conchity, czego ty chcesz xD a może ono jest męskie od Luke'a? MINDFUCK
    Też jestem z tego rozdziału zadowolona, jest świetny ♥ Crystal jest taka fajna ♥
    Czemu zawsze musisz przerywać w najfajniejszym momencie? To naprawdę jest denerwujące xD
    ~Katharina

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuudo *-*
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
    http://life-after-death-is-not-the-end.blogspot.com
    Kath.

    OdpowiedzUsuń