sobota, 31 stycznia 2015

Chapter 1

  Podparłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju. Wszystko było w absolutnym porządku. W legowisku, w rogu pomieszczenia spała Jess-mój pies, husky. Kolejny, głupi, nic nie znaczący sen. Taki sam jak wczorajszy. Cały czas ten sam blondyn. Opadłam znowu na poduszkę, głosno wzdychając. Po omacku znalazłam na półce obok łóżka mój telefon. Spojrzałam na godzinę. 3:47. Szybko wystukałam na klawiaturze numer mojego przyjaciela-Bradleya i zaczęłam pisać wiadomość.
 
Do: Brad
Ej słodziaku, śpisz?
 
Nacisnęłam wyślij. Minęło kilka minut, zero jakiegokolwiek odzewu ze strony chłopaka. Zsunęłam z siebie kołdrę i powędrowałam do okna. Zerknęłam na zewnątrz. Ulica pogrążona w ciemności, oświetlana wyłącznie słabym światłem księżyca. Usiadłam na parapecie, przykrywając swoje nogi kocem. Jess nadal spokojnie spała, nie zwracając uwagi na to, że przemieszczam się po sypialni. Trzymałam telefon w dłoni, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Nic. Pustka. Brak nowych wiadomości. Po pewnym czasie zaczęłam lekko przysypiać oparta twarzą o szybę, aż z półsnu wybudził mnie denerwujący dźwięk przychodzącej wiadomości. Przeciągnęłam palcem po ekranie, otwierając tym samym wiadomość.
 
Od: Brad
Ile razy ci mówiłem żebyś mnie tak nie nazywała? Znowu nie możesz spać? Co tym razem?
 
Czytając to miałam wrażenie jakby Bradley był już tak jakby znudzony moim ciągłym poddenerwowaniem. Wszystko przez ten ciągle powtarzający się sen. Cały czas mnie dręczy co ten sen może znaczyć . A mój przyjaciel musi mnie znosić. Od czasu do czasu nie sypiam przez całe noce, byleby tylko nie mieć tego przeklętego koszmaru. Jego widocznie to już zirytowało dostatecznie mocno.
 
Do: Brad
Przepraszam, już nie ważne. Dobranoc.
 
Odłożyłam telefon na bok, wcześniej go wyciszając. Przymknęłam oczy, pozwalając tym samym, aby Morfeusz zabrał mnie w swoje objęcia do krainy snu.
***
Poczułam na twarzy coś mokrego. Gwałtownie otworzyłam oczy i spojrzałam w lewo. Obok mnie siedziała, merdająca ogonem, Jess.
- I co, dziewczyno? Zadowolona?-zaśmiałam się, głaszcząc ją po pysku. Przeciągnęłam się lekko i stanęłam na równe nogi. Skoro obudziła mnie moja kochana psinka, to wychodzi na to, że moich rodziców nie ma. Tak jakby to była jakaś nowość. W duchu przewróciłam oczami i ruszyłam do kuchni. I faktycznie, w pomieszczeniu nikogo nie zastałam. Tylko na blacie kuchennym leżała biała kartka, na której starannym pismem widniała wiadomość
 
Joy,
Ja i twój tata pojechaliśmy na konferencje do Chicago. Wrócimy za tydzień. W szafce masz pieniądze, które powinny co wystarczyć na te siedem dni.
Do zobaczenie wkrótce,
        Mama
 
Przedarłam kartkę na pół i wyrzuciłam do kosza, stojącego nieopodal mnie. Usiadłam przy blacie na wysokim, metalowym, barowym krześle i podparłam twarz rękoma. Wpatrując się w okno, za którym świeciło słońce, ponownie zadręczałam się jednym pytaniem. Co ten sen do cholery znaczy? Nie wiem jak to racjonalnie wyjaśnić. Nagle po całym domu rozniósł się dźwięk zamykanych drzwi. Odwróciłam głowę w stronę wejścia i zaśmiałam się widząc Bradley'a, któremu wszystko z rąk wylatywało. Podeszłam do niego i ściągnęłam mu z ramienia torbę.
- Lepiej?-odsunęłam się o krok do tyłu.
- Tak, dzięki-obrzucił mnie spojrzeniem od stóp do głów-czemu jesteś jeszcze w piżamie?
- Jess mnie dopiero obudziła. Rodziców znowu nie ma, więc ona mi dała do zrozumienia, że czas wstawać-uśmiechnęłam się lekko.
- To idź się ubrać, a ja zrobię śniadanie.
- Nie spalisz mi domu?-zachichotałam wchodząc po schodach.
- Być może!-odkrzyknął, gdy znajdowałam się już w moim pokoju. Zaśmiałam się po cichu i zabrałam za szukanie jakichkolwiek czystych ubrań. Potarłam ręką kark i podeszłam do szafy. Wygrzebałam z niej pierwsze lepsze czarne, wytarte jeansy i za dużą koszulkę. Możliwe, że należała do Brad'a wnioskując po rozmiarze. Trudno. Napewno się nie pogniewa. Szybko przebrałam się i przeczesałam dłonią włosy. Przejrzałam się jeszcze w lustrze i w tamtym momencie usłyszałam dźwięk bodajże upadającej patelni. Szybko zbiegłam po schodach, o mało co z nich nie spadając. Brałam głębokie wdechy, podparta rękoma o kolana. Spojrzałam w stronę kuchni. Na środku stał Bradley umorusany mąką z patelnią w ręku, a przy jego nodze leżała Jess, zlizująca z łap chyba ciasto na naleśniki.
- Waszą dwójkę zostawić samych, to jak skazywanie się na apokalipse-odebrałam od bruneta naczynie i odłożyłam je do zlewu- zjemy w szkole. Chodź, bo się spóźnimy.
Pobiegłam jeszcze do pokoju po plecak i wróciłam na dół. Chłopak siedział w salonie i głaskał psa, nucąc jakąś piosenkę pod nosem.
- Wstawaj, piosenkarko. No chyba, że chcesz się tłumaczyć Green'owi-mówiłam, zakładając na nogi znoszone, czarne converse. Mój przyjaciel natychmiast stawił się obok mnie i wyszliśmy do szkoły. Przez całą drogę rozmawialiśmy na różne, czasami idiotyczne tematy. W pewnym momencie, gwałtownie się zatrzymałam. Po drugiej stronie ulicy stał jakiś chłopak. Blondwłosy. Ubrany na czarno. Niemal identyczny jak ten z mojego snu. Patrzył na mnie swoimi ciemnymi oczami.
- Idziesz?
- Brad, czy ty widzisz tego chłopaka? Patrzy na nas-zwróciła głowę w stronę bruneta. Ten zerknął szybko na miejsce, o którym mówiłam.
- Nikogo tam nie ma. Musiało ci się coś przywidzieć, Joy.
Szybko popatrzyłam w tamto miejsce. On tam nadal stał. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Czy ja mam jakieś halucynacje? Nagle blondwłosy rozpłynął się w powietrzu. Co się właśnie stało?
 
***
Zaczynamy na bogato.
Joy ma halucynacje? XD ja nic nie zdradzam.
Mam nadzieję, że wam się podoba ;)
Lost In Stereo

piątek, 30 stycznia 2015

Prolog

Z czasem człowiek wymięka, wiesz?
Przestaje się uśmiechać,
 ignoruje innych,
nie daje sobie pomóc,
przestaje komukolwiek ufać.
Zdaje sobie sprawę że coś jest nie tak, ale przed tym nie da się uciec...
 
*** 
Jak widzicie mam nowego bloga :)
Będą nowe schizy, nowe dramaty, miłostki bla bla bla
Miałam problem wymyślić prolog
Nie umiem ich pisać (FAIL ROKU)
Rozdział zacznę pisać jak skończę rozdział na "No Sound Without Silence"
Tymczasem ja się z wami żegnam
 
Lost In Stereo
(Mam nowy nick specjalnie z dedikejszyn dla moich dwóch pojebów-Roxy i Kasi :))