niedziela, 15 marca 2015

Chapter 5

  W poprzednim rozdziale...
- Dziękuję, że się mną zająłeś. Bardzo to doceniam.
- Do usług-zaśmiał się- Jutro wpadnę sprawdzić jak się czujesz.
- W porządku.
- Więc do zobaczenia-puścił do mnie oczko, a ja się uśmiechnęłam w jego stronę (...)
***
Nagle usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Odwróciłam się w tamtą stronę i zamarłam.
- Bradley? Co ty tutaj robisz?-zapytałam zdziwiona.
- Chcę porozmawiać...
 
 - Niby o czym?-zakpiłam- O tym, że zostawiłeś mnie samą i poszedłeś zabawiać się z jakąś lafiryndą?-warknęłam.
- Chcę ci to wyjaśnić, Joy-patrzył na mnie swoimi wielkimi, ciemnymi oczami, w których było widać smutek. Nie mogę się złamać. On cię skrzywdził. Usłyszałam w głowie. Co do cholery. Wariuję.
- W porządku, masz pięć minut na wyjaśnienie czego tam chcesz-opadłam ciężko na kanapę, tworząc na niej tym samym mokre plamy. Miałam się przebrać, pomyślałam. Chłopak nadal nie zmieniał swojego położenia, pozostawał w korytarzu, nic nie mówiąc.
- Tik, tak, czas mija. Nie stój jak ten słup-warknęłam w jego stronę, lekko zdenerwowana. Brunet jakby się ożywił i szybkim krokiem zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- Yhym- odchrząknął - Od czego by tu zacząć - podrapał się po karku. Byłam coraz bardziej zirytowana. Zachowam spokój. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić.
- Najlepiej od początku, Bradley.
- Dobrze, więc ta dziewczyna, o której wspomniałaś, to Crystal. Spotykam się z nią od pewnego czasu - odparł ze spuszczoną głową, a ja poczułam jakby coś we mnie pękło. Jakbym straciła jakąś cząstkę siebie. Muszę być silna. Nie okazuj słabości, potem ktoś wykorzysta je przeciwko tobie samej. Znowu ten irytujący głosik w mojej głowie. Mam go odrobinę dość aczkolwiek, ma rację.
- Cieszę się, że kogoś sobie znalazłeś-odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Nie wierzę jak mi to przeszło przez gardło. Ale przecież on był tylko moim przyjacielem. Czujesz coś do niego, ale nie przyznasz się do tego nawet przed samą sobą. Głupi głosik, w dodatku kłamliwy. Sama jesteś głupia.
- Przepraszam, że cię zostawiłem wczoraj, ale naprawdę musiałem to wszystko przemyśleć-wstał z miejsca i skierował się w stronę drzwi.
- Rozumiem - okłamujesz zarówno siebie, jak i jego, idiotko. Przez ten głosik naprawdę czuję się bardzo dziwna.
- Do zobaczenia, Jolene-wyszedł z mojego domu. Po raz pierwszy użył mojego pełnego imienia. Po raz pierwszy nie przytulił mnie na pożegnanie. Po raz pierwszy był taki oschły w stosunku do mnie. Znowu zostałam sama, bez nikogo u boku, kto by mnie wysłuchał. Pogódź się z tym, taki twój los. Tak, zrozumiałam. Pobiegłam do mojej sypialni, a tuż za mną uradowana Jess. Przy parapecie stał on. Jak zawsze w białej, zwykłej koszulce, przetartych jeansach i trampkach, z nieładem na głowie.
- Czego tu jeszcze szukasz? Nie dość szkód mi wyrządziłeś?- wycedziłam przez zęby, a zjawa rozpłynęła się w powietrzu. I dobrze, nie będę za nim tęsknić. Pies spojrzał na mnie roześmianymi ślepiami i wskoczył na łóżko. Ośliniła mi całą poduszkę.
- Fuu, Jessy, ty świntuchu-zaśmiałam się, podchodząc do komody, nad którą wisiało lustro. Dopiero zobaczyłam jak wyglądałam. Rozmazany makijaż, lekko przekrwione oczy i włosy w totalnym nieładzie. Mimo tego, Lucas szedł ze mną przez miasto i możliwe że na to nie patrzył. Albo nie chciał mnie urazić. Za oknem słońce powoli chowało się za horyzontem, a niebo przybierało różowo-pomarańczowych barw. Z mojego okna widać było plażę. To wszystko tak pięknie wyglądało. Mogłam stać oparta o parapet i rozmarzona wpatrywać się w krajobraz.
- Piękny widok, prawda?-podskoczyłam słysząc za sobą czyjś głos. Gdy się odwróciłam, napotkałam wzrok przeszywających, a za razem hipnotyzujących, brązowych tęczówek.
- Tak, oczywiście. Co ty tutaj robisz, Luke? I jak tu wszedłeś?-nie spuszczałam wzroku z jego oczu.
- Przyszedłem pogadać - uśmiechnął się, a Jess zaczęła się do niego łasić.
- W porządku, poczekaj chwilę. Przebiorę się...-przerwał mi gestem ręki.
- To będzie krótka rozmowa, ponieważ trochę czas mnie goni.
- Więc słucham-oparłam się plecami o parapet i wpatrywałam wyczekująco w ciemnowłosego.
- Chciałbym cię jutro gdzieś zabrać, pokazać ci pewne miejsce-potarł ręką kark, spoglądając na mnie nie pewnie.
- Jasne, z chęcią.
- Więc do zobaczenia jutro, Joy-uśmiechnął się i przytulił na pożegnanie. To było... miłe. Tak, właśnie. Bardzo miłe. Aczkolwiek jestem idiotką godząc się na spotkanie z osobą, którą znam niespełna jeden dzień. Nie wiem dlaczego, ale Lucas budzi we mnie spore zaufanie. Ale ta rozmowa była...dziwna. Jak on w ogóle się tutaj dostał. Przeczesałam ręką włosy, głośno wzdychając.  Brawo idiotko, zgodziłaś się na spacer z obcym chłopakiem. Przystojnym, obcym chłopakiem. Nie istotne. Ale nie zapytałaś jak on tutaj wszedł. Jestem głupia. Tak, jesteś i gadasz ze swoją podświadomością.
 
 
***
No co ja wam mogę powiedzieć? WIELKI POWRÓT
miałam ten rozdział już napisany więc lecimy z tym wszystkim
blog będzie wolno pisany więc rozdziały będą pojawiać się gdy będę miała wenę
Do napisania
 
~Gossip Girl
 

2 komentarze:

  1. Co ja mogę powiedzieć? Brad to dupek, a Luke to słodziak ♥♥
    To takie urocze! :D
    ~Katharina

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty głupi (uroczy), głupku! Myślałam, że kończyć pisać tego bloga, a tu taka miła niespodzianka...
    Nawet nie wiesz, jak trudno byłoby mi się pożegnać z uroczym Bradem, który nagle staje się chamski, a teraz nawet z Lukasem, który przypomina mi tylko o Wodospadach (♥) Mam nadzieję, że nie będzie on czarnym charakterem i Joy coś do niego poczuje...
    Pozdrawiam Cieplutko, twoja urocza kaszuczka z różowymi piórkami!

    OdpowiedzUsuń